W ostatnią sobotę wakacji członkowie Stowarzyszenia Ludzi III Wieku „Świerczewski Krąg“ wraz z przyjaciółmi wybrali się do Lubiąża, aby zwiedzić opactwo Cystersów. Jest to druga co do wielkości sakralna budowla świata i przy okazji największy na świecie obiekt cysterski. To wspaniały zabytek klasy światowej, który zachwyca nie tylko architekturą czy historią, ale także przeżyciami duchowymi. Monumentalną budowlę widać z daleka. Idąc z parkingu do wejścia, mijaliśmy kolejne metry elewacji pałacu biskupiego a po skręcie w lewo głównej elewacji klasztoru. Z tej perspektywy zdaje się ciągnąć w nieskończoność.
Jeszcze w autokarze, nasza przewodniczka – pani Kasia opowiedziała nam historię lokalizacji i powstania opactwa.
Opactwo powstało przy skrzyżowaniu dwóch rzek. Jedną z nich widać na mapie już na pierwszy rzut oka: to Odra. Z Odrą krzyżowała się tutaj kiedyś druga rzeka: rzeka pieniędzy. Rzekę pieniędzy generował biegnący tędy szlak handlowy (wiodący z zachodu na wschód), a w zasadzie jedna z najstarszych przepraw przez Odrę, łącząca Legnicę z Wielkopolską. Zespół obiektów pocysterskich w Lubiążu to zabytek klasy zero, największy kompleks sakralny w Europie Środkowej, większy niż Wawel; ustępuje pod względem wielkości tylko hiszpańskiemu Eskurialowi. Perła architektury barokowej i duma Dolnego Śląska.
Lubiąż jest kopalnią tajemnic i ciekawostek, niewiele osób wie, że klasztor jest drugą po królewskim Wawelu nekropolią Piastów Śląskich.
Historia budowli sięga roku 1163, kiedy to na niewielkim wzgórzu nad Odrą, tuż przy przeprawie przez rzekę, stanęło kilku mnichów (wieść niesie, że dwunastu z opatem na czele), których sprowadził do Lubiąża książę Bolesław I Wysoki. Hojne nadania ziem, zdolności i pracowitość mnichów, szybko doprowadziły do bogactwa zakonu.
Dzisiejszy wygląd zespołu to wynik działań opata Arnolda Freinbergera i jego następców.
Na ten czas przypada największy rozwój opactwa. Lubiąż stał się centrum kultury i sztuki Śląska, a sam kompleks klasztorny perłą architektury baroku, pełną bogactwa i przepychu. Jakże daleko cystersi odeszli od surowej reguły „ora et labora” (módl się i pracuj).
W Lubiążu spotykała się elita kulturalna i artystyczna tamtych czasów. Tworzyli tu m.in. rzeźbiarz Franz Mangoldt – autor rzeźb we wrocławskiej Auli Leopoldyna i Michał Willmann, wybitny barokowy malarz. Powstała tu jedna z największych klasztornych bibliotek w Europie.
Czasy świetności skończyły się wraz z przejściem Śląska pod panowanie pruskie w roku 1740, a definitywny koniec zakonu cystersów – po 650 latach – nastąpił w roku 1810, kiedy dokonano sekularyzacji opactwa.
Od tego momentu zaczął się powolny, ale nieuchronny upadek tego wspaniałego obiektu.
Czas bezlitośnie obszedł się z opactwem. Niewiele zostało z wystawnego wyposażenia 300 sal, kościół jest pustą skorupą, a w części klasztornej straszą puste cele.
Zgodnie z hasłem naszej wycieczki: Poznaj Lubiąża tajemnice – od strychu, po piwnice!
Zwiedzanie rozpoczęliśmy od piwnic.
W czasie II Wojny Światowej Niemcy w zabudowaniach opactwa zorganizowali fabrykę, która w warunkach wojny była dla nich najważniejsza: fabrykę broni. Pracowali w niej więźniowie obozu pracy przymusowej.
W czasie zwiedzania najwyższej z trzech kondygnacji piwnic przewodnik pokazał nam ślady po prawdopodobnych urządzeniach z czasu II Wojny Światowej. Druga i trzecia – najniższe kondygnacje nadal są niedostępne do zwiedzania i kryją w sobie mnóstwo tajemnic.
Mówi się, że klasztor Lubiąż to beczka gorzkiego dziegciu i trzy łyżki miodu. Dlaczego?
Ogromna budowla, prawie trzy razy większa od Wawelu. Niestety rzut oka wystarczy, by zauważyć, że znajduje się w stanie, który można nazwać “stanem sąsiadującym z ruiną”. Głębokie zniszczenia natychmiast rzucają się w oczy. Skala zniszczeń jest naprawdę zatrważająca. Pomieszczenia zabite deskami, ściany częściowo obdarte z tynków, wieloletnie zacieki na murach. Instalacje siłą wyrwane ze ścian i tylko głębokie dziury w murach świadczą o tym, że kiedyś biegły tu rury lub kable. Potężny budynek jest jak potężna beczka dziegciu, ale jest też odrobina miodu. Trzy wyremontowane sale, są jak trzy łyżeczki miodu o takiej słodyczy, że rekompensują wszelką gorycz: Sala Książęca, Jadalnia Opata i Refektarz.
Kolejny przewodnik oprowadził nas po Pałacu Opatów.
Pałac Opatów to ogromne skrzydło budynku w kształcie litery “L”. Powstał w latach 1681-1699. Mieszczą się w nim dwie, udostępnione do zwiedzania sale: Sala Książęca oraz Jadalnia Opata.
Sala Książęca – wysoka na dwie kondygnacje sala, w sposób niewyobrażalny wypełniona barokowymi zdobieniami, malowidłami i rzeźbami. Ściany wyłożone są kolorowym marmurem.
Pomieszczenie ma powierzchnię 420 m2. Niewiele mniejsze jest malowidło na suficie (około 300 m2) i jest to jeden z największych obrazów w Europie. Autorem malowideł jest Christian Bentum.
Salę wypełnia kilkanaście ponadnaturalnej wielkości rzeźb. Ich autorem jest Franciszek Józef Mangoldt. Rzeźby po jednej stronie sali to postacie habsburskich cesarzy, a po drugiej postacie mitologiczne i alegoryczne.
Całości doskonale dopełniają misterne sztukaterie autorstwa Albrechta Provisore.
Dziesięć obrazów umieszczonych między oknami poświęconych jest jednej osobie: cesarzowej Elżbiecie, żonie Karola VI.
Jadalnia Opata – to właśnie tutaj na suficie znajduje się malowidło autorstwa Michała Willmana. Mówił o nim, że jest to pierwszy wielki fresk w jego karierze. Malowidło należy oglądać z węższego brzegu sali. Na malowidle triumfujący bohater cnót zawieszony jest pomiędzy ziemią a niebem.
Refektarz letni to bajeczna sala. Pastelowa kolorystyka, sposoby zdobienia i sztuka iluzji zastosowana przy malowaniu robi nieprawdopodobne wrażenie. To co wydaje się być misterną sztukaterią, tak naprawdę nią nie jest. Artysta wykonał malowanie w taki sposób, że oszukuje nasze oczy. Stworzył trójwymiarowe obrazy, które sprawiają wrażenie gipsowych zdobień. Autorem malunków jest Feliks Scheffler.
Refektarz letni ma tak znakomitą akustykę, że szeptane na jednym końcu sali słowa słychać na drugim.
Od 2009 roku trwają prace konserwatorskie nad ostatnią wielką salą reprezentacyjną pałacu – biblioteką opata. Niestety dwukondygnacyjna sala nadal wypełniona jest jedynie rusztowaniami i czeka na postęp prac.
Od roku 1989 w Lubiążu prowadzone są prace renowacyjne. Nad całym kompleksem wymieniono dachy. Udostępniony do zwiedzania w stanie nie odnowionym został również kościół Najświętszej Marii Panny.
Wnętrze kościoła nie jest odnowione i sprawia przygnębiające wrażenie. Kiedyś kościół wypełniały obrazy autorstwa Michała Willmana, w tym słynny cykl gigantycznych płócien o wielkości 3 na 4 metry pod wspólnym tytułem “Męczeństwa apostołów”. W kościele znajdowały się również piękne, bogato zdobione drewniane stalle (czyli siedziska ustawione przy bocznych ścianach prezbiterium, przeznaczone głównie dla duchownych. Widać je na zamieszczonym poniżej starym zdjęciu, zrobionym przed wojną.
Stalle zostały zdemontowane i wywiezione przez niemców lub spalone przez rosjan, którzy paląc m.in. wyposażenie kościoła po prostu ogrzewali się zimą. Po cennych obrazach pozostała tylko rama największego.
Na odnowienie czeka także Klasztor. Ma on kształt prostokątnego budynku z dziedzińcem. Jest zespolony z kościołem Najświętszej Marii Panny. Powstał w latach 1692-1710. Na każdym piętrze znajduje się kilkadziesiąt cel mieszkalnych dla mnichów. I nie są to byle jakie mnisie cele, ale salony o powierzchni od 24 do 50 m². Oczami wyobraźni widzimy dawne życie mnichów, które upływało pod hasłem „Ora et Labora” (Módl się i pracuj).
Od północnego wschodu do świątyni przylega Kaplica Książęca zbudowana na początku XIV wieku z polecenia księcia legnickiego Bolesława III Rozrzutnego (lub Hojnego). Tutaj też, zgodnie ze swym życzeniem, został pochowany. Niestety jego tumba została zniszczona pod koniec II wojny światowej. Kaplica usytuowana jest na planie krzyża greckiego, w którym każde z ramion zamknięte jest poligonalnie. Warto spojrzeć na przepiękne sklepienie pokryte w XVII wieku malowidłami.
Dla chętnych i najwytrwalszych pozostał do zwiedzenia ogromny strych, którego więźba nie posiada ani jednego gwoździa. Zbudowana jest z drewna modrzewiowego, które jest bardzo trwałe, odporne na szkodniki i warunki atmosferyczne. Ponadto posiada właściwości bakteriobójcze i oczyszczające powietrze. Prawdziwym smaczkiem jest autentyczny kołowrót windy napędzany siłą ludzkich stóp. Fanów piłki nożnej może zainteresować fakt, że powierzchnia dachu to ponad 2 hektary – niemal 2,5 boiska piłkarskiego!
Po trzygodzinnym zwiedzaniu obiad smakował wyśmienicie.
Do domu wróciliśmy ze śpiewem na ustach.
Co tu dużo mówić – Lubiąż trzeba było koniecznie zwiedzić i to zrobiliśmy!
Sfinansowano ze środków budżetowych Miasta Poznania #poznanwspiera